Jedziemy do Tajlandii! Trochę o pechu w podróży

Do pewnego czasu przykre zdarzenia nas raczej omijały. Poza zgubionym aparatem i moją kartą bankomatową raczej nic pechowego nas nie spotkało. Nikt nie próbował nas oszukać- no może z małymi wyjątkami na drobne kwoty. Nie mieliśmy większych problemów z dostępem do gotówki i raczej nic się nie psuło. A te dwie rzeczy były tak naprawdę wynikiem naszego niedopatrzenia, a nie złośliwości losu.

Kiedy kupiliśmy rowery wszystko odwróciło się o 180 stopni i teraz musimy zmierzyć się z dawką pecha za całą poprzednią podróż i pół obecnej na raz. Najpierw śnieg na południu Yunnanu, okupiony lekkim przeziębieniem, potem 3 dziurawe dętki i 5 łatek na ledwo 500 km! 😀 I to wszystko w moim (Izy) rowerze! O innych psujących się elementach długo by jeszcze wspominać- do roweru trekkingowego firma zamontowała nam najtańsze, plastikowe błotniki, które odczepiają się co chwilę, czy stopki, na których wywraca się rower nawet bez sakw.

Jeszcze w Kunmingu pękł nam jeden z elementów stelaża od namiotu. Co prawda znaleźliśmy zapasowe elementy, ale okazało się, że nasze mają minimalnie za małą średnicę otworów, by udało się je spasować.
Kilka dni temu pękła też oprawka okularów Krzyśka, więc od tego czasu Krzysiek jest na w pół ślepy, a my nie możemy znaleźć (w drugim największym mieście Laosu) żadnego optyka czy innego zakładu, gdzie można by spróbować je naprawić.
W nowym, specjalnie kupionym na tę podróż smartfonie popękał nam ekran i trochę wylał się wyświetlacz- wszystko jak na razie jeszcze działa, ale pewnie już niedługo 🙂
Do tego całkiem podarta karimata i kolejny pęknięty element stelaża od namiotu- zaledwie wczoraj.

A żeby nie było nam zbyt wesoło- laotański bank 01.01.2016 ukradł nam pieniążki z karty. Podczas próby wypłaty odrzucał transakcje, ale zablokował środki na karcie- całkiem niemałą dla nas kwotę, bo 3 razy po ponad 700 zł. Próbowaliśmy wypłacać pieniążki do skutku, bo słyszeliśmy o jakiejś awarii laotańskich bankomatów tego dnia, a byliśmy już bez kasy. Nie zadziałała nam ani Visa, ani Mastercard i dopiero potem zorientowaliśmy się, że środki zniknęły nam z konta, mimo że bankomat informował nas o niemożliwości przeprowadzenia transakcji, a my właściwie jesteśmy bez kasy. Banki otwierają się dopiero jutro, wracamy więc do Luang Prabang i idziemy próbować odzyskać nasze pieniądze.
Żeby było zabawniej zepsuł nam się token służący do logowania do bankowości mobilnej w brytyjskim banku Krzyśka, więc nie wiemy tak do końca, jaką kwotę nam ukradziono.
Do tego w kantorze, w którym postanowiliśmy wymienić resztki dolarów, by nie zostać na cały weekend bez pieniążków, próbowano nas oszukać na 25% sumy!

Wszystkie te rzeczy wydarzyły się w przeciągu ostatniego tygodnia. Postanowiliśmy więc, że po uporaniu się z lokalnym bankiem zamiast do Kambodży jedziemy najkrótszą drogą do tajskiej granicy a po drodze robimy zakupy w Internecie, tak by przesyłki czekały już na nas w Tajlandii. W Laosie i Kambodży poczta nie udostępnia opcji śledzenia przesyłek i słyszeliśmy historie o zaginionych paczkach, albo docierających po miesiącach, po ostatnich wydarzeniach wolimy więc nie kusić losu 😀
Na rajskie plaże jednak będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, bo po zrobieniu porządku z naszym ekwipunkiem planujemy pojechać do Kambodży, ale już z Tajlandii.

Blog domowy – warto poczytać