Kanion bez nazwy, czyli jak znaleźliśmy kawałek raju

Po paru dniach pobytu w Biszkeku dotarliśmy w końcu nad upragniony Issyk Kul – największe jezioro Kirgistanu, zresztą największe jezioro górskie całej Azji. Jeszcze przed wylotem zaplanowaliśmy sobie, że trochę się poobijamy na plaży – w końcu należy nam się odpoczynek po wielu miesiącach pracy i przygotowań.

Po nocy spędzonej w gościnie u Kirgizów dotarliśmy nad zatokę zaraz za miejscowością Tong i stwierdziliśmy, że będzie to idealne miejsce na odpoczynek. Zaraz po rozbiciu namiotu poszedłem rozejrzeć się po okolicy. Wziąłem ze sobą aparat z nastawieniem na fotografowanie jesiennej przyrody Kirgistanu. Moją uwagę przykuła piaszczysta droga niknąca wśród rdzawych wzgórz. Wchodziła w wąską dolinę i – jak się okazało – zaraz potem schodziła na dno szerokiego kanionu. Kanion o tej porze roku był zupełnie wyschnięty. Z początku był przejezdny nawet dla samochodów, a na jego piaszczystym dnie było widać ślady kół. Za pierwszymi zwalonymi skałami widziałem już tylko ślady owiec. Najwyraźniej pasterze wypędzali tędy swoje stada, żeby pasły się na porastającej zbocza suchej roślinności.

Wróciłem do Izy i opowiedziałem jej o swoim odkryciu. Zaproponowałem, żebyśmy wspólnie sprawdzili, dokąd zaprowadzi nas kanion, jednak postanowiliśmy odłożyć to na następny dzień.

Tak właśnie zrobiliśmy, chociaż nie chciało nam się składać naszego obozowiska aż do późnego popołudnia. Pod wieczór zebraliśmy się, schowaliśmy plecaki wśród skał i ruszyliśmy w górę kanionu, który okazał się dłuższy niż przypuszczaliśmy.

Z czasem kanion stawał się coraz węższy. Musieliśmy przeciskać się pomiędzy rosnącymi po bokach kolczastymi krzakami. W końcu stało się to na tyle uciążliwe, że postanowiliśmy wspiąć się na rozdzielający kolejne doliny grzbiet i dalej pójść granią. Wdrapaliśmy się po stromym zboczu. Okazało się, że po samej grani biegła ścieżka – już nie owcza, a ludzka, chociaż raczej niewydeptana przez turystów, tylko przez pasterzy. Stąd roztaczał się widok na całą okolicę – mimo to chcieliśmy wejść wyżej i wyżej.

Blog domowy – warto poczytać