Mamo, dzwonię z dżungli – czyli karta sim w podróży

Telefonia komórkowa bardzo upowszechniła się w ostatnich latach. W Europie traktujemy to jako standard, ale szczerze mówiąc wyjeżdżając poza kontynent nie spodziewałem się, że będzie to aż tak popularne. A tu co – siedząc sobie na marokańskiej Saharze pośrodku niczego, w miejscu, które wtedy wydawało mi się najbardziej odludnym miejscem, w jakie w życiu trafiłem, siedziałem właśnie pod anteną nadajnikową. Korzystaliśmy z Internetu w kirgiskich górach, na chińskiej pustyni, w laotańskiej dżungli. I tak jak w tytule – zdarzyło mi się zacząć rozmowę na Skype z mamą od mniej więcej takich słów. Poniższe zdjęcie przedstawia widok, jaki mieliśmy wtedy przed sobą.

No ale cóż – trzeba sprostać wymaganiom ludności. Teraz każdy biega ze smartfonem. Człowiek może nie mieć butów, pralki ani lodówki, ale smartfona mieć musi. W Laosie widywaliśmy wioski, w których sklep ze smartfonami jako jedyny nie był zbudowany z bambusa, a w Kambodży anteny wyrastały nieraz pośrodku niczego, gdzie mieszkało raptem kilka osób. Raz widzieliśmy, jak sześcioosobowa rodzina na skuterze musiała się zatrzymać, żeby pani mogła odebrać telefon, bo inaczej mogłaby upuścić którąś z córek.

Karta sim przydaje się w podróży głównie do korzystania z internetu, rzadziej do dzwonienia. Generalnie ceny pakietów danych komórkowych są mniej więcej adekwatne do cen danego kraju – im droższy kraj, tym mniej dostaniemy w tej samej cenie. W Kirgistanie za 27 złotych mieliśmy 500MB Internetu na dzień, czyli jakieś 15GB na cały miesiąc – nigdy nie byliśmy w stanie tego wykorzystać. W Kambodży za dolara mieliśmy 1,5GB, co daje 6GB na miesiąc za 16 zł. W porównaniu do tych krajów, rzekomo słabiej rozwiniętych, polska telefonia komórkowa wypada słabo. Im dalej na zachód, tym generalnie Internet będzie droższy.

Mobilny internet działa różnie i często pojawiają się z nim problemy. Czasami z jakichś przyczyn karta zostaje zablokowana, działają same serwisy społecznościowe albo internet strasznie spowalnia. Jeśli już jednak działa, to zazwyczaj zadowalająco. Zdarza nam się, że będąc w hostelu czy guesthousie nawet nie pytamy o hasło do WiFi, bo szybciej działa internet z telefonu. W poprzedniej podróży polegaliśmy głównie na kawiarenkach internetowych i WiFi w restauracjach, teraz o tych pierwszych całkowicie już zapomnieliśmy, a te drugie odwiedzamy jedynie kiedy chcemy się napić kawy, zabrakło nam baterii albo po prostu potrzebujemy miejsca do posiedzenia przez parę godzin. Generalnie jednak mobilny internet jest dużo wygodniejszy.

Poniżej parę porad odnośnie kupowania karty sim w podróży:

  • W niektórych krajach do zakupu karty sim potrzebny jest paszport (Turcja, Iran, Chiny, Tajlandia). Nie zapomnij zabrać go ze sobą na zakupy.
  • Zaznacz, że chcesz sporo internetu. W każdym kraju jest co najmniej jedna sieć, która oferuje duży pakiet internetowy, a sprzedawcy na pewno będą wiedzieć, która będzie najlepsza lub jak uruchomić odpowiedni pakiet. Zapytaj także o sieć z najlepszymi zasięgami – albo sprzedawcy, albo kogoś kto korzysta z telefonu we wiosce.
  • Zapytaj o APN. W Polsce przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że po włożeniu karty sim do telefonu automatycznie dostajemy wiadomość konfiguracyjną, ale to nie jest standard na świecie. Często dane APN trzeba wprowadzić ręcznie – szczególnie, jeśli korzystasz z mniej popularnego modelu telefonu. Poproś o to sprzedawcę, najlepiej włącz odpowiednią stronę ustawień i podaj mu telefon – będzie wiedział o co chodzi. Dane zapisz sobie gdzieś na karteczce, bo może się zdarzyć, że przy przekładaniu karty sim do innego urządzenia dane po prostu znikną.
  • Jeśli potrzebujesz karty microSIM bądź nanoSIM, zawczasu sprawdź, czy kupowana karta to takie 3 w 1. Jeśli nie, to poproś sprzedawcę o docięcie jej do odpowiednich rozmiarów – każdy sklep z telefonami powinien mieć odpowiednią maszynkę.
  • Zazwyczaj żeby uruchomić pakiet potrzeba wysłać odpowiedni kod, a ten nawet jeśli znajduje się na ulotce lub w smsie, to może być opisany w zupełnie niezrozumiałym języku. Poproś sprzedawcę o aktywowanie pakietu i nie wychodź ze sklepu dopóki nie upewnisz się, że internet działa i że masz go pod dostatkiem.
  • Upewnij się, że karty możesz używać w wielu urządzeniach albo że możesz udostępniać hotspot WiFi – o ile oczywiście masz taką potrzebę. Niektóre karty są w takich sytuacjach blokowane.
  • Jeśli masz problem z barierą językową, poproś kogoś znającego angielski o pomoc przy zakupie lub o napisanie specjalnego „listu”, który wyjaśni, czego oczekujesz. Tak zrobiliśmy w Chinach – dziewczyna z hostelu napisała nam na kartce wszystko, co potrzebne. W Iranie najlepiej niech ktoś pójdzie za Ciebie, a Ty się nawet nie pokazuj – w wielu miejscach nie chcą sprzedawać kart sim obcokrajowcom. Nie bój się – jakiś Irańczyk na pewno sam zaoferuje Ci pomoc, oni już tacy są. W wielu krajach wystarczy pokazanie telefonu i karty sim wraz ze słowem kluczem – internet. Sprzedawca sam wybierze kartę, ustawi dane, doładuje konto i uruchomi odpowiedni pakiet. Brzmi prosto, a śmiechu przy tym zawsze co niemiara.
  • W Chinach karty sim działają w określonych prowincjach, więc jeśli chcesz podróżować po całym kraju zaznacz, że chcesz kupić taką działającą wszędzie. Jest ona na pewno droższa, ale jeśli się tego nie zrobi, można się nieźle zdziwić przekraczając granicę prowincji.

Przed wjazdem do krajów, gdzie blokowany jest Internet, zainstaluj kilka aplikacji VPN. Kilka – bo nigdy nie wiadomo, która będzie działać. I koniecznie zrób to przed wjazdem do kraju, bo potem może już być trudno. Kiedy upewnisz się, że dany program działa, wykup opcję Premium. Standardowe wersje mają w zwyczaju działać bardzo kiepsko, a Premium może kosztować grosze, np. dolara za miesiąc albo coś w ten deseń.

I to chyba wszystko, co można powiedzieć w tej kwestii. Jedź w dalekie kraje, dziel się zdjęciami ze znajomymi, ale pamiętaj, żeby nie spędzić najlepszych momentów w podróży gapiąc się w telefon! 😀

Blog domowy – warto poczytać