Z czym je się Chiny?

Chiny to ogromny i zróżnicowany kraj. Ze wschodu na zachód rozciąga się na ponad 3000 km, czyli odległość z Warszawy do Lizbony. Z północy na południe na 2500km, to dalej niż ze Stambułu do Gdańska. Mówi się, że o kuchni chińskiej mówić nie można, że to tak, jakby mówić o kuchni Europejskiej. Tyle, że ja przed wyjazdem miałam o kuchni Chin pojęcie zerowe i zastanawiałam się mocno z czym te Chiny się je. Słyszałam, że psy, że węże, ale słyszałam też, że to mocno przesadzone i że psa zjeść wcale nie tak łatwo. Ale jakieś szczury, wiewióry, glony? To tak serio, czy w Chinach można zjeść też coś bliższego naszym kubkom smakowym?

Uwielbiam nowe smaki, ale są rzeczy które mnie obrzydzają wszędzie na świecie i żadna odmienna kultura nie zmusi mnie do rozsmakowania się w skórkach, kurzych łapkach i tym podobnym dziwactwach. Czy w Chinach da się tego uniknąć? Czy poznawanie lokalnej kuchni będzie przez to uboższe?

My nie zwiedziliśmy całego kraju, jest to nierealne w miesiąc pobytu, na który pozwala nam wiza. Naszą podróż zaczęliśmy w Xinciang, potem Gansu, Sychuan i Yunnan. W ten sposób ominęliśmy regiony słynące z najbardziej hardcorowego jedzenia, np. Kanton. Trzy pierwsze odwiedzone przez nas prowincje to istne kotły kulturowe, w których żyje obok siebie kilka odmiennych grup etnicznych. Wiele razy mogliśmy więc wybierać, czy zjemy coś muzułmańskiego (muzułmanie w Xincjang różnią się znacznie od tych z Gansu, więc ich kuchnia też jest zupełnie inna) czy chińskiego, a czasem nawet tybetańskiego.

Mimo takiej różnorodności chińskie jedzenie ma kilka cech wspólnych dla całego kraju. Ser, śmietana i inne nabiały to wymysły dziwaków z zachodu. Mają więc odpowiednie dla zachodnich portfeli ceny i wcale nie są łatwo dostępne. Za to jest tofu. Tofu z powodzeniem może zastąpić wszystko, makaron, mięso, również ser. To znaczy oni tak myślą. Ale nie wierzcie w to. Można tu dostać tofu grillowane, gotowane, makaron z tofu, tofu na surowo, sałatkę z tofu, tofu o smaku kurczaka, tofu w sosie słodko kwaśnym itd. Ale zupa z tofu i gotowaną kapustą pekińską to czasami zbyt wiele.

Z chlebem jest różnie- Chińczycy raczej chleba nie jedzą, ale muzułmanie i Tybetańczycy już owszem. Co nie znaczy, że to będzie chleb, który znamy z Polski. Czasem może nam się poszczęścić i dostaniemy chleb również u Chińczyków- jak nam w Kunmingu, gdzie znaleźliśmy knajpkę, w której oprócz lokalnych potraw Pani piekła codziennie świeże pszenne pieczywo (w stylu bułek na kebaby) i nadziewała je mięsem i papryką, robiąc coś w stylu kanapki- pychota.

A co z Chili? W typowo chińskich restauracjach chili to główny składnik dania. Papryk jest wiele rodzajów i znacznie różnią się stopniem pieczenia. Jednak, co dziwne, Chińczycy raczej nie jedzą tego chili, tylko wybierają mięso z pomiędzy papryczek. Ja nie jestem właściwą osobą do wypowiadania się na temat ostrości, bo lubię pikantne jedzenie, lubię papryczki chili i chyba w całej podróży nie użyłam pojęcia „za ostre”. Musicie więc spytać się kogoś innego 🙂 Zdarza się, że kucharze myślą o zachodnich podniebieniach, nieprzywykłych do chińskich smaków i pytają nas o to, czy życzymy sobie na ostro, przynosząc garść papryczek do stolika.

Co jeszcze z chińskich zwyczajów kuchennych? Plucie. Plucie na stół, pod stół, do kosza, wszędzie. Gwarantuję, że po jakimś czasie wy też zaczniecie pluć, może tylko trochę dyskretniej. Dlaczego? Oni gotując coś z mięsa używają wszystkiego. Jeśli zamówicie coś z kurczaka- wezmą pół kurczaka, tasak i podziabają go na małe kawałki. Razem z kośćmi, skórą, łapkami i wszystkim. I te kości to jest główna przyczyna plucia. Małe kostki, większe kości, przyczajone gdzieś po cichu odłamki. Nie zamawiajcie nic z kurczakiem, przynajmniej na początku! Oczywiście inne gatunki mięsa traktują tak samo, ale większe i mniej pokruszone kości jest łatwiej wybrać.

Do tego dochodzą skórki, skóry i inne dziwactwa. Dość łatwo można tego uniknąć, jednak należy sobie zdawać sprawę jakie są ulubione smaki chińczyków. Wszystko co gumowate, ciągnące, żylaste, galaretowate będzie im smakowało najbardziej. Czasem za kawałek skóry przyjdzie nam zapłacić więcej niż za kawałek mięsa. Najśmieszniejsze, że oni uważają, że to my na zachodzie nie mamy smaku.

Ostatnia kwestia- przyprawy. W całych Chinach ludzie kochają przyprawy. To widać i czuć na talerzu. Imbir, czosnek, anyż, kolendra, kumin, , i wiele rzeczy, których nie potrafię nazwać. Pychota- czasem nawet można wybaczyć kości z kurczaka 😀

Chiny to bez wątpienia podróż przez nowe smaki. Zwłaszcza, że każde miasto, prowincja i grupa etniczna to trochę inna kuchnia. Inne dania i trochę inne składniki na talerzu. To ogrom nowych zapachów, smaków, konsystencji. Chiny to też przełamywanie barier, uczenie się otwartości, również na to co na talerzu. Ale uważam, że kulinarna podróż po Chinach nie musi być drogą przez mękę. W tym kraju jest tyle różnych smaków, że wbrew pozorom nikt nie wyjedzie stąd uboższy w doświadczenia jeśli zrezygnuje z niektórych z nich.

Blog domowy – warto poczytać