Jak przejechać Chiny autostopem i nie zwariować?

To będzie jak na razie ostatni wpis z serii poradników autostopowych. Teraz mamy rowery, więc na jakiś czas całkowicie odstawiamy autostop.

W takim razie jak to jest z tym autostopem w Chinach? Da się, czy się nie da? Jak się przygotować?

Wokół tematu komunikacji z Chińczykami w podróżniczym świecie krążą już niemałe legendy. Naród ten nie potrafi i przede wszystkim nie chce się z nami porozumieć. Nie zna praktycznie angielskiego i nie rozumie kaleczonych chińskich słówek wypowiedzianych ze złym akcentem. Do tego nie ogarnia idei autostopu. Jednym słowem dramat.

Jest kilka sposobów wyjścia z sytuacji, podobno najlepszym jest list autostopowy. Przydaje się też telefon do przyjaciela znającego chiński oraz translator.

A jakie są nasze doświadczenia? Już jakiś czas temu zauważyliśmy, że im mniej mamy gadżetów autostopowych, tym lepiej. Po nieśmiałych próbach w Iranie i totalnej porażce z tym związanej nie stosujemy już żadnych listów autostopowicza. Przed przyjazdem do Chin byliśmy trochę przerażeni i zastanawialiśmy się czy jednak nie spróbować z kartką, próbującą objaśnić biednym Chińczykom co właściwie jest grane. W Kaszgarze, pierwszym mieście od granicy, tuż po dojechaniu do miasta (stopem, a jak!), od spotkanych Polaków skopiowaliśmy sobie list autostopowicza na pendrive. List autostopowicza więc jeździ sobie z nami do tej pory, tyle że wciąż na pendrive, nigdy nie użyty. Jak więc się porozumiewaliśmy? Wstyd się przyznać, ale po Chińsku względnie poprawnie potrafimy wymówić dwa słowa: dziękuję i piwo 🙂 Mowa ciała była najbardziej niezawodna. Wbrew pozorom i stereotypom jeśli w Chinach staniemy przy drodze i zaczniemy machać ręką większość kierowców domyśli się, że potrzebujemy podwózki. Pozostaje nam tylko kwestia ustalenia, że jedziemy za darmo- tu dla nas niezawodny okazał się tłumacz, mieliśmy na stałe zapisany w telefonie ten zwrot. Nie, żebyśmy próbowali go wymówić, pokazywaliśmy kierowcom napis na ekranie. Dobrze jest zawsze o tym pamiętać, bo zdarza się, że kierowcy za podwózkę chcą nie małą kasę. Raz, kiedy rozładował nam się telefon, mimo że wydawało nam się, że się dogadaliśmy, kierowca chciał nas skasować 200 Yuanów za niecałe 200 km.

Pozostaje jeszcze kwestia dogadania się, gdzie właściwie jedziemy i gdzie chcemy wysiąść. Najgorzej było najczęściej wtedy, kiedy kierowca wyciągał swój smartfon i na translatorze pytał, gdzie dokładnie nas wysadzić. Wtedy, mimo wcześniejszych ustaleń, zwykle lądowaliśmy kompletnie w innym miejscu niż chcieliśmy- na innym zjeździe, albo w mieście zamiast pozostać na autostradzie. Czasami wystarczyło zdać się na pomyślunek kierowców. Wsiadaliśmy do auta i po chwili okazywało się, że nasze drogi rozmijają się za x km, jechaliśmy do tego momentu i jeśli kierowca sam nie wpadł na to, że można by nas tu wysadzić, zaczynaliśmy krzyczeć i machać rękami 😀 W Chinach sporo jeździ się po autostradach, ale raczej nie ma z tym żadnych, znanych z Europy, kłopotów. My przez miesiąc zrobiliśmy chyba wszystko, czego nie wolno i nikt nam nigdy nie zwrócił uwagi. Przechodzenie przez bramki pieszo, łapanie stopa na autostradzie, na wjeździe, kilkukilometrowe spacery po autostradzie- ok, nie ma problemu. Nie trzeba więc martwić się, czy uda nam się wysiąść na właściwym parkingu. Chociaż ze względów bezpieczeństwa nie polecamy naszych sposobów, nawet tam łażenie po autostradzie jest jednak nielegalne 🙂 Podobno powszechne jest też odwożenie autostopowiczów na dworzec- może mieliśmy szczęście, ale nas to nigdy nie spotkało. Paradoksalnie raz, kiedy faktycznie chcieliśmy jechać na dworzec zostaliśmy zostawieni na autostradzie przy odpowiednim zjeździe 🙂

Z innych kwestii- z naszego doświadczenia wynika, że Chińczycy niechętnie zatrzymują się po zmroku, w ogóle niechętnie jeżdżą w nocy. Kierowcy tirów jeżdżą często we dwóch, a limit osób w kabinie to 3 i są niechętni by go przekraczać- w Chinach tirem jechaliśmy tylko kilka razy. Mimo, że w całym kraju są autostrady to we wschodniej i środkowej części kraju można raczej zapomnieć o szybkim pokonywaniu odległości. Chińczycy jeżdżą dziwacznie- w mieście okropnie a na autostradach raczej zachowawczo, tak więc nie raz zdarzyło nam się toczyć sprawnym i szybkim autem 80-90km/h po drodze z ograniczeniem do 120 km/h. Nie wszyscy, ale większość przestrzega ograniczeń prędkości, a autostrady są naszpikowane ograniczeniami, często nawet do 60 km/h. Jeśli jeździmy zimą to dokładając do tego krótki dzień, łatwo można obliczyć, że dzienne dystanse nie będą zbyt imponujące. Nasz rekord odległości to 900 km, ale na miejsce dojechaliśmy po północy.

Chińczycy lubią również dzielić się swoją kulturą, a w szczególności kuchnią- można się spodziewać, że nie raz zostaniemy zaproszeni na chiński obiad, czy poczęstowani chińskimi przekąskami (uwaga, kurze łapki czyhają na każdym kroku!).

Na koniec wszystkim wybierającym się do chin życzę powodzenia i dystansu do wszystkich nieporozumień wynikających z problemów komunikacyjnych. Polecam zabrać translator (google działa jako tako- nie tłumaczy zdań bardziej złożonych niż 3-4 wyrazy, ale za to chiński na komórce można ściągnąć offline) i słowniczek obrazkowy (ewentualnie pobawić się w rysownika). My mamy taki, który dołożony był do przewodnika po Chinach Bezdroży (przewodnika nie polecamy) i jesteśmy pod wrażeniem, jak ułatwia to komunikację i ile rzeczy można się dowiedzieć o drugim człowieku używając paru obrazków i gestów.

Zapraszamy też to wyrażenia swoich opinii, rad, myśli w komentarzach.

Blog domowy – warto poczytać