Irkesztam – jak przekroczć granicę Kirgistanu z Chinami?

Według informacji na stronie www.caravanistan.com, na której umieszczonych jest ogrom cennych informacji na temat przekraczania granic w Azji Centralnej i informacji z innych źródeł, granicy Kirgistanu z Chinami nie da się przekroczyć za darmo. Pozostaje więc kwestia jak zrobić to jak najtaniej. Informacje umieszczone w Internecie są miejscami sprzeczne, opiszemy więc jak nam się udało przejść tę granicę.

Z Kirgistanu do Chin prowadzą dwa całoroczne przejścia graniczne: Torugart, położony na południe od Naryn, i Irkeshtam na wschód od Sary Tash. Obydwa prowadzą do Kaszgaru – bez względu na to, które wybierzemy, podróż po Chinach rozpoczniemy od tego samego miasta. Najsensowniejszym wyborem jest to drugie przejście, nad pierwszym się nawet nie zastanawialiśmy.

Dlaczego nie Torugart?

Według informacji znalezionych w Internecie, jest to specjalne przejście graniczne nieobsługujące w ogóle ruchu turystycznego, jedynie towarowy. Jedyną opcją na przekroczenie granicy jest zorganizowanie sobie transportu z przejścia granicznego do punktu kontrolnego po stronie chińskiej, który jest położony ponad 100 km dalej. Transport musi być nie byle jaki, bo zorganizowany przez chińską agencję turystyczną, która całkiem wysoko wycenia koszt takiej usługi. Na granicy musimy pokazać potwierdzenie z rzeczonej agencji, że taki samochód na nas czeka. Wymagane są też dodatkowe pozwolenia. Papiery i auto możemy załatwić za pośrednictwem agencji w Biszkeku. Koszt takiej zabawy jest zmienny, ale kilkaset dolarów za auto jest standardem. W takim przypadku na przejście graniczne trzeba dotrzeć w ustalonym czasie, nie ma więc mowy o opóźnieniach.

Irkeshtam

Granicę można przekroczyć autobusem, który kursuje pomiędzy Osh a Kaszgarem. Autobus jest sypialny, więc podróż przebiega wygodnie i bezproblemowo, chociaż trwa długo. Warto wcześniej dobrze zaplanować trasę, bo kursuje on tylko dwa razy w tygodniu. Z Osh odjeżdża w niedziele i środy wieczorem, najwcześniej o 18:00 i zdarza się, że w ten sam dzień nie ma już biletów. Jedynym problemem jest cena, specjalnie wybraliśmy się na dworzec, aby ją poznać. Pani w kasie pokazała nam na kalkulatorze 85 USD za osobę. Kurs dolara wynosił wtedy ok 3,95 zł.

Inną opcją jest dojechanie na granicę i tam wzięcie taksówki, która zawiezie nas do punktu kontrolnego oddalonego o 120 km.

Do granicy da się dojechać na kilka sposobów. W sezonie rano jeżdżą marszrutki do Sary Tash, poza sezonem możemy wziąć dzieloną taksówkę. To jest ok. 150 km, więc cena nie powinna być wyższa niż 300-400 somów. Nam udało się dojechać tam stopem. W Sary Tash odbija też droga na Tadżykistan, która jest dość uczęszczana, a poza tym w górach rozsianych jest sporo wiosek, więc do tego miejsca ruch samochodowy jest duży. Warto jednak na początku upewnić się, że jedziemy za darmo, bo nawet kierowcy ciężarówek czasem stają się taksówkarzami i żądają wysokich sum za podwózkę.

Jeśli nie chcemy łapać stopa, na pewno któryś z mieszkańców Sary Tash zawiezie nas na przejście graniczne. 1500 som za kurs to normalna cena, chociaż mieliśmy ofertę nawet za 1000. Nam udało się jednak złapać stopa – kierowca tira bez problemu zabrał nas za darmo. Inna sprawa, że czekaliśmy około godziny, bo ruch o tej porze był mizerny (było to drugie lub trzecie auto, które jechało w kierunku granicy). Łapanie stopa w mroźnym, wietrznym Sary Tash zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych – pod koniec listopada cała wioska była już skuta lodem, a porywisty wiatr tym bardziej utrudniał czekanie na podwózkę.

Odległość do przejścia to ok. 70 km. Droga wchodzi na 3760m n.p.m. – pod koniec listopada było tam już całkiem biało. Po drodze widzieliśmy kierowców ciężarówek zakładających łańcuchy na koła, żeby w ogóle się tamtędy przetoczyć. Niestety pogoda uniemożliwiła nam oglądanie znajdujących się nieopodal sześciotysięczników.

Na granicy czekało nas trochę spaceru i kilka kontroli. Po stronie kirgiskiej bez problemu zjedliśmy obiad w uczciwej cenie. Dało się tam też zrobić podstawowe zakupy. Stoi tam sporo kontenerów i wagonów z małymi knajpkami i sklepikami. Jeśli nie mamy pozwolenia na poruszanie się w strefie przygranicznej, to drogi pomiędzy ostatnią kontrolą kirgiską a pierwszą chińską nie możemy pokonać pieszo. Nam celnik zatrzymał ciężarówkę i nie oczekiwał za to opłaty, nie musieliśmy łapać stopa. Wydaje się to być normalną procedurą.

Po stronie chińskiej

Dopiero w Chinach zaczynają się schody. Tuż za pierwszą pobieżną kontrolą paszportów znajduje się punkt kontrolny, gdzie sprawdzane są dokumenty i to tu należy najbardziej uważać. Celnik oddane mu do kontroli dokumenty chowa pod biurko i dzwoni do zaprzyjaźnionego taksówkarza. Mimo awantury nie chce nam oddać paszportów, tłumacząc, że taksówkarz zawiezie nas i nasze paszporty do kolejnego punktu kontrolnego (znajdującego się w oddalonym o ponad 100 km Ulugquat), musimy tylko chwilę na niego poczekać. Jesteśmy w stanie zrozumieć, że nie możemy się samodzielnie poruszać na tym odcinku, nie widzimy jednak powodu, by taksówkarz, który nie jest celnikiem ani żadnym innym oficerem, miał odpowiadać za nasze dokumenty.

Ruch osobowy na tym przejściu jest bardzo mizerny i nie widzieliśmy żadnych lokalnych środków transportu kursujących na trasie między tymi dwoma punktami kontrolnymi. Czytaliśmy relacje, według których pewnym osobom udało się przejechać ten dystans autobusem kursującym na trasie Osh – Kaszgar za mniej niż 10 USD, można więc tłumaczyć się brakiem kasy na taksówkę i próbować tym środkiem transportu, Należy jednak pamiętać, że jeździ on tylko dwa razy w tygodniu. My przekraczaliśmy granicę we wtorek, musielibyśmy więc czekać aż do czwartku rano. Nie ma możliwości przejechania tego odcinka w tirze. Cena taksówki jest wysoka – może to być 400 juanów, a może i 100 dolarów. Dobrze jest wcześniej wymienić trochę pieniążków by mieć czym zapłacić – my wymienialiśmy w Osh i kurs był do zaakceptowania (kantory, które mogą mieć juany, znajdują się koło bazaru; można się trochę naszukać, bo na kilkanaście budek tylko w dwóch fizycznie mieli tę walutę).

Cena taksówki jest do stargowania. My pochowaliśmy większość kasy, w portfelu zostało mi 321 juanów. Dałam wszystko taksówkarzowi, pokazując, że więcej nie mam. Zgodził się zawieźć nas za taką sumę. Być może udałoby się taniej, chociaż należy założyć, że taksówkarze będą raczej niechętni do obniżenia ceny. W końcu za coś każdy pogranicznik i taksówkarz musi kupić najnowszego iPhone’a. Cały mechanizm wyciągania kasy od turystów wygląda na dobrze zorganizowany i trudno go ominąć.

Od jakiegoś czasu z Sary Tash do samego Kaszgaru jest nowa asfaltowa droga, po której da się poruszać relatywnie szybko, nie musimy więc wyjeżdżać strasznie rano, by przekroczyć granicę. My z Sary Tash wyjechaliśmy zaraz po południu i wieczorem byliśmy już w Kaszgarze. Z ostatniego punktu kontrolnego do miasta jest jeszcze ok. 100 km i da się tę trasę bez problemu przejechać stopem. My łapaliśmy po ciemku na autostradzie – w Chinach to normalne.

Inne drogi

Obawiając się tego, że ostatnia przełęcz może być nie do pokonania o tej porze roku, szukaliśmy też innych rozwiązań. Sprawdziliśmy połączenia lotnicze, ale jedyne loty z Kirgistanu do Chin są do Urumczi i kosztują sporo, ok. 900 zł za bilet. Można też próbować przez Kazachstan – na wschód od Ałma Ata jest duże przejście graniczne z Chinami, które powinno się udać przekroczyć bez problemów. Wcześniej jednak trzeba wyrobić wizę kazachską w Biszkeku, co trwa około tygodnia. Jeśli nie zamierzamy nic zwiedzać w Kazachstanie, ta opcja wydaje się zbędnym komplikowaniem sprawy. Jadąc z Biszkeku na północ omija się jednak trzy mroźne (ale bardzo spektakularne) przełęcze. Dystans do pokonania pozostaje mniej więcej ten sam.

Którąkolwiek z opcji wybierzecie – życzymy powodzenia!

Blog domowy – warto poczytać