Nocna włóczęga po jednej z największych świątyń Bangkoku

Jeżdżąc wczoraj wieczorem po ulicach Bangkoku zatrzymaliśmy się koło Wat Pho – jednej z najbardziej okazałych i najbardziej rozległych świątyń w mieście. Chcieliśmy tylko zrobić zdjęcie przez mur (żeby nie było, że nie mamy), bo byliśmy przekonani, że jest już dawno zamknięta. Aparat na statywie dało się postawić na mur (miejscami trzeba było się nieco powspinać – może wyglądaliśmy dziwnie, ale jakoś nikt na nas dziwnie nie patrzył :D), tak więc posuwaliśmy się powoli wzdłuż niego, szukając idealnej miejscówki. Kiedy akurat zabierałem się za przenoszenie worków z piaskiem, żeby użyć ich jako podwyższenia, zawołał mnie pan z budki strażniczej, wskazując na coś palcem. Nawet on nie wydawał się wcale zdziwiony moimi akrobacjami pod murem i zamiarem budowania pod nim workowych konstrukcji.

Okazało się, że świątynia jest otwarta, a co lepsze – po oficjalnych godzinach otwarcia można tam wejść za darmo. To dziwne – miejsce, które najwyraźniej w ciągu dnia jest oblegane przez turystów, którzy płacą za wstęp, po zmroku nagle pustoszeje całkowicie, mimo że płacić za nic nie trzeba. Różnica jest taka, że wnętrza budynków są pozamykane, ale i tak jest co oglądać i zobaczenie wszystkiego zajmuje mnóstwo czasu.

W ten sposób mieliśmy świątynię praktycznie całą dla siebie. Przez większość czasu wokół nie było żywej duszy (oprócz może dwóch czy trzech kotów). Dopiero później pojawiły się jakieś pojedyncze wycieczki – bo jest tu organizowane takie „nocne zwiedzanie” z przewodnikiem. My już wtedy i tak zmierzaliśmy do wyjścia.

Spędziliśmy mnóstwo czasu włócząc się pomiędzy stupami i bawiąc się aparatem. Była noc, wszystko było pięknie oświetlone, a nikt nie zasłaniał nam widoku. Zdjęcia, które widzicie w tym artykule, to w większości długa ekspozycja i sporo zabawy z ustawieniami aparatu.

O świątyni nie jesteśmy w stanie dużo powiedzieć. Nie byliśmy wewnątrz budynków i nie widzieliśmy głównych atrakcji (wśród których najważniejszą jest chyba Leżący Budda, mierzący 47m długości). Stwierdzamy, że generalnie buddyści nie mają talentu do tworzenia wciągających opisów na tablicach informacyjnych. Dostrzegliśmy to już w Laosie i widzimy to również w Tajlandii. Zazwyczaj wszelkie informacje sprowadzają się do: tutaj stoi siedzący Budda, otoczony dwoma innymi siedzącymi Buddami, za którymi stoi jeszcze trzech innych Buddów (Budd?). W całej świątyni jest takich Buddów ponad 1000 i może każdy symbolizuje coś innego, ale generalnie trudno tam znaleźć konkretne, wartościowe informacje. Świątynie porażają kunsztem i bogactwem, ale niestety cała symbolika pozostaje niezrozumiała. Dlatego też nic o niej nie napiszemy. Zdjęcia powinny zresztą przekazać wszystko, co potrzeba.

Blog domowy – warto poczytać